Historia w wielkim formacie II - światło


Zima powróciła, aby wydać swe ostatnie żałosne tchnienie, lecz ja nie mogłem już dłużej czekać. Sprawy przekładane w nieskończoność, nigdy nie doczekają się realizacji, a taki scenariusz nie wchodził w grę. 4 kwietnia 2012 roku, kiedy prezentowałem na tym blogu przedwojenny aparat Zeiss-Ikon, wyraziłem nadzieję, że nadejdzie czas, w którym będę mógł zrobić nim zdjęcia. Ten czas nadszedł dopiero dziś.

Główną przeszkodą był brak elementu widocznego na zdjęciu. Jest to wkładka na błony cięte, dzięki której film utrzymywany jest w kasecie idealnie płasko. Nie miałem jej, a jest to rzecz praktycznie niespotykana na rynku. Niemniej jednak, szczęście w końcu uśmiechnęło się do mnie.

Wskrzeszenie leciwego aparatu planowałem już w ubiegłym tygodniu, ale pogoda była naprawdę fatalna, więc dopiero dziś zebrałem towarzystwo i ruszyliśmy do lasu. Liczba zdjęć została ograniczona do dwóch, jako, że dysponuję dwiema wkładkami i dwiema kasetami, a wymiany filmu w kasecie można dokonać jedynie w całkowitej ciemności. Swoją drogą, poświęciłem jeden arkusz błony i spędziłem dwa wieczory na mozolnym treningu, najpierw przyglądając się całemu procesowi, a następnie wykonując go z zawiązanymi oczami. Dzięki temu, dzisiejsze ładowanie kaset nienaświetlonym filmem zajęło niecałe dziesięć minut, włączając w to zaklejanie szpar w drzwiach łazienki.


Zdecydowaliśmy się wykonać jedno zdjęcie quasi-krajobrazowe i jeden portret. Wszystko w środku lasu, aby odciąć się od wiatru, który mógłby rozbujać całą konstrukcję. Cały proces podejścia do wykonania fotografii – w teorii – wyglądał na skomplikowany, ale już na miejscu obyło się bez większych kłopotów.


Za światłomierz posłużyła nam współczesna lustrzanka Nikon D700 (o, ironio!). Zależało mi na tym aby pomiar był najbardziej dokładny z możliwych. Starsze światłomierze, które wcześniej brałem pod uwagę mają inną skalę czasów, aniżeli ta, którą dysponuje Zeiss-Ikon, co mogłoby wpłynąć niekorzystnie na ekspozycję. Upewniliśmy się jeszcze, że kąt widzenia obiektywu 50 mm w małobrazkowym Nikonie, jest zbliżony do kąta widzenia obiektywu 135 mm (tu: dla klatki 9×12 cm) dzięki czemu światło mierzone było w tym samym obszarze. Podkreślam jednak, że są to zdjęcia testowe. Nie wiadomo jeszcze, czy kasety są szczelne, nie wiadomo, czy migawka tego zabytku “trzyma czas”, nie wiadomo, czy miech nie puszcza światła. O tym, przyjdzie mi się dowiedzieć po wywołaniu tych klatek. Zabieram się zatem do mieszania mikstur aby, już wkrótce, zaprezentować drugą część zmagań. 


Podobne

0 komentarze

Flickr Images

Popular Posts

Flickr Images